Dziś taki śmieszny trochę przepis. Na Mazurach właśnie zaczyna kwitnąć, bardziej na południe pewnie już w pełni rozkwitu. Czarny bez. Tak wyglądał dziś u nas.
Kwiatostany zbiera się z różnym przeznaczeniem. Napar z nich ma właściwości przeciwgorączkowe, napotne, działa wykrztuśnie i moczopędnie. Można je suszyć, przeznaczyć na sok, syrop albo... usmażyć w cieście naleśnikowym. Dziś o tym ostatnim.
Kwiatostany pozbawić twardych szypułek, wytrzepać z owadów. Przygotować klasyczne ciasto naleśnikowe. U nas to ciasto z jaja, wody gazowanej (można zastąpić piwem!), mąki kukurydzianej zmieszanej z gryczaną, szczypty soli, szczypty cukru. Proporcje na oko "do konsystencji". Kwiatostany maczać w cieście, smażyć na dobrze rozgrzanym, relatywnie głębokim oleju. Można podawać na słodko albo na słono. Bardzo dobrze komponują się z gęstym jogurtem - a jeszcze lepiej smakowałyby z jogurtem i miodem albo miodkiem z mniszka, jeśli ma być całkiem sielsko.
Następny zbiór będzie na syrop i do suszenia.
sobota, 31 maja 2014
wtorek, 20 maja 2014
Szopa na kółkach...
Taka sprawa... bardzo praktyczna, zawsze wszystko pod ręką. Omnia mea mecum porto. Czy kolejna scena z Criminal case? Siekiera jest, piła jest, szpadel i widły, i młotek też. Nawet łom, nie wiedzieć czemu...
poniedziałek, 12 maja 2014
Miodek z mniszka lekarskiego - przepis
Na przyszły rok będzie jak znalazł. Chyba, że u kogoś jeszcze kwitną, to biegiem na łąkę, bo warto!
Składniki:
500 kwiatów mniszka lekarskiego
2 l wody
2 kg cukru (dałam trochę mniej, myślę, że i 1,5 kg by wystarczyło)
2 cytryny
Kwiaty rozsypać np. na białym papierze i zostawić na godzinę lub dwie, żeby pouciekały żyjątka. Następnie przełożyć do garnka, zalać wodą, dodać obrane, podzielone na cząstki cytryny i gotować około kwadransa. Odstawić do wystudzenia, włożyć do lodówki i zapomnieć na 24 godziny. Następnego dnia przecedzić, pulpę kwiatowo-cytrynową odcisnąć przez ściereczkę, gazę, tetrową pieluchę lub coś w tym stylu (nie zrażać się, że mętnie i podejrzanie to wygląda). Dodać cukier, mieszając do rozpuszczenia i gotować na wolnym ogniu 2-4 godz. do uzyskania konsystencji syropu. Mnie to zajęło trochę ponad dwie godziny w dużym garnku z szerokim dnem. Znakiem, że proces dobiega końca, będzie tworzenie się bulgoczącej piany na wierzchu. Przelać do wyparzonych słoiczków, zakręcić. Można dodatkowo zapasteryzować 15 minut. Gotowe. Pyszne i zdrowe.Wyszło mi 9 słoiczków po 0,2 l. A przepis dostałam od miłej Pani Kowalowej, do której można zajrzeć klikając w link na prawym marginesie. Smacznego.
Składniki:
500 kwiatów mniszka lekarskiego
2 l wody
2 kg cukru (dałam trochę mniej, myślę, że i 1,5 kg by wystarczyło)
2 cytryny
Kwiaty rozsypać np. na białym papierze i zostawić na godzinę lub dwie, żeby pouciekały żyjątka. Następnie przełożyć do garnka, zalać wodą, dodać obrane, podzielone na cząstki cytryny i gotować około kwadransa. Odstawić do wystudzenia, włożyć do lodówki i zapomnieć na 24 godziny. Następnego dnia przecedzić, pulpę kwiatowo-cytrynową odcisnąć przez ściereczkę, gazę, tetrową pieluchę lub coś w tym stylu (nie zrażać się, że mętnie i podejrzanie to wygląda). Dodać cukier, mieszając do rozpuszczenia i gotować na wolnym ogniu 2-4 godz. do uzyskania konsystencji syropu. Mnie to zajęło trochę ponad dwie godziny w dużym garnku z szerokim dnem. Znakiem, że proces dobiega końca, będzie tworzenie się bulgoczącej piany na wierzchu. Przelać do wyparzonych słoiczków, zakręcić. Można dodatkowo zapasteryzować 15 minut. Gotowe. Pyszne i zdrowe.Wyszło mi 9 słoiczków po 0,2 l. A przepis dostałam od miłej Pani Kowalowej, do której można zajrzeć klikając w link na prawym marginesie. Smacznego.
sobota, 10 maja 2014
Pracowity maj
Nie mogę się nigdy zdecydować, która pora roku jest najpiękniejsza. Jak nastanie, to wydaje mi się, że właśnie ta. Może poza zaawansowaną zimą, kiedy ani w jedną, ani w drugą i czeka się tylko na jakiś przebłysk światła i znak, że podły czas się kończy. Nie czas na rozważania o zimie jednak, czas chwalić maj! Ludowe przysłowie w kalendarzu ściennym nieśmiertelnego Działkowca głosi "w maju jak w raju" i chociaż ciężko wywnioskować z niego głębszą mądrość, to chodzi chyba o wszechobecne piękno, którego w raju też nie brakuje. Mogłoby wszak być trochę mniej pracy w raju niż w maju - zwłaszcza na grządkach mogłoby samo rosnąć a chwast łaskawie nie imałby się upraw. Pszczołom też powinno być lżej w raju, bo strasznie ciężko harują... toć nieboraczek ledwie wlecze ten bagaż z pyłku za sobą.
Idąc za przykładem polnych zwierzątek również ochoczo przystąpiliśmy dziś do zbiorów. Kwiatów mniszka lekarskiego. Bowiem od kiedy pierwszy raz usłyszałam o miodku na kaszel i chrypkę oraz otrzymałam go (za drobną opłatą) od pewnej równie podejrzanej co podejrzliwej (względem obcych) pani mieszkającej w środku lasu, co roku obiecuję sobie wykonać własny produkt i co roku konsekwentnie przegapiam właściwy moment na zbiór. Przypomina mi się zwykle, kiedy z zadumą zagapiam się w łąkę pełną dmuchawców, która jeszcze kilka dni temu była tak pięknie żółta przecież. Tym razem zdążyliśmy jednak rzutem na taśmę i towar został zabezpieczony. Produkcja już w toku.
Pomagał piesek. Właściwie krzątał się naokoło nieco zdziwiony wspólnym pełzaniem po łące.
Muszę, po prostu muszę jeszcze dodać zdjęcie jabłoni. Niestety nie naszej. Była jedna, bardzo ładna na miedzy, jednak okazała się dość nieodporna na herbicydy... Ale posadzimy, może jeszcze w tym roku.
Może w tym roku będziemy mieć też takiego gospodarza podwórka. Bardzo stanowczo odprowadza gości do furtki sugerując szybkie wyjście... aczkolwiek bez użycia przemocy. Trzeba będzie go nauczyć większej gościnności.
Może i inne ciekawe rzeczy staną się w tym roku, na razie wszystko w rękach naszych dzielnych budowniczych. Póki co idzie dobrze, nie licząc drobnych (zwycięskich) wojenek na polu bitwy... placu budowy. Tego się trzymajmy i zbierajmy pudła na przeprowadzkę.
Ps. Kalarepka posadzona i bardzo śmieszna marchewka posiana. Zobaczymy, czy urośnie taka śmieszna. Zaraz wjadą na grządki pomidory!
Idąc za przykładem polnych zwierzątek również ochoczo przystąpiliśmy dziś do zbiorów. Kwiatów mniszka lekarskiego. Bowiem od kiedy pierwszy raz usłyszałam o miodku na kaszel i chrypkę oraz otrzymałam go (za drobną opłatą) od pewnej równie podejrzanej co podejrzliwej (względem obcych) pani mieszkającej w środku lasu, co roku obiecuję sobie wykonać własny produkt i co roku konsekwentnie przegapiam właściwy moment na zbiór. Przypomina mi się zwykle, kiedy z zadumą zagapiam się w łąkę pełną dmuchawców, która jeszcze kilka dni temu była tak pięknie żółta przecież. Tym razem zdążyliśmy jednak rzutem na taśmę i towar został zabezpieczony. Produkcja już w toku.
Pomagał piesek. Właściwie krzątał się naokoło nieco zdziwiony wspólnym pełzaniem po łące.
Muszę, po prostu muszę jeszcze dodać zdjęcie jabłoni. Niestety nie naszej. Była jedna, bardzo ładna na miedzy, jednak okazała się dość nieodporna na herbicydy... Ale posadzimy, może jeszcze w tym roku.
Może w tym roku będziemy mieć też takiego gospodarza podwórka. Bardzo stanowczo odprowadza gości do furtki sugerując szybkie wyjście... aczkolwiek bez użycia przemocy. Trzeba będzie go nauczyć większej gościnności.
Może i inne ciekawe rzeczy staną się w tym roku, na razie wszystko w rękach naszych dzielnych budowniczych. Póki co idzie dobrze, nie licząc drobnych (zwycięskich) wojenek na polu bitwy... placu budowy. Tego się trzymajmy i zbierajmy pudła na przeprowadzkę.
Ps. Kalarepka posadzona i bardzo śmieszna marchewka posiana. Zobaczymy, czy urośnie taka śmieszna. Zaraz wjadą na grządki pomidory!
niedziela, 4 maja 2014
Rzodkiewkowo :)
Pionierskie rzodkiewki dumnie prężą pierwsze listki w równych rządkach. Wielka radość ;)
(to nie listki, to liścienie)
A tymczasem w porcie... Kapitan Kot szykuje się do podboju trzcinowych zarośli. Tylko gdzie załoga?
Taka niedziela...
(to nie listki, to liścienie)
A tymczasem w porcie... Kapitan Kot szykuje się do podboju trzcinowych zarośli. Tylko gdzie załoga?
Taka niedziela...
Subskrybuj:
Posty (Atom)